Różnie bywało
"Zebrało się około kilkudziesięciu osób. W każdym bądź razie może nie w górnej części kilkudziesięciu, ale spora grupa. Ruszyliśmy za nimi do alei Żwirki i Wigury. Było to trochę trudno, bo ci Niemcy, ci lotnicy szli dosyć żwawym krokiem, a myśmy tak trochę doganiali tą grupę i posuwając się do Racławickiej – starej wąskiej Racławickiej – aleją Żwirki i Wigury, doszliśmy do kordonu. Tam stał kordon właśnie tych, nazwijmy ich umownie, „ukraińców” czy „własowców”, którzy mieli kozły hiszpańskie i odstawili te kozły. Chcieli przepuścić oddział niemiecki.
To było na wysokości Racławickiej?
To było dokładnie na wysokości Racławickiej. Oni powiedzieli: „Wy sobie idźcie, a my zabieramy cywili”. Ten Niemiec zeźlił się, wściekł się, powiedział, że to są ludzie z nim, że on nie pozwoli sobie na żadne historyjki, zabieranie ludzi i tak dalej, i oni muszą przejść z nami. On swoim autorytetem, mniej czy bardziej wymuszeniem na kordonie, przepuścił nas z tą grupą. Myśmy się oddalili z jakieś półtora czy może około dwóch kilometrów i oni powiedzieli, że my możemy sobie pójść przez ogrody teraz do wyjścia. Do niedawna jeszcze nad dzisiejszą linią kolejową (wąwozem linii kolejowej) były wielkie ogrody, które później jeszcze próbowałem odwiedzić wiele lat później po wojnie, i powiedzieli, żebyśmy sobie poszli przez ogrody, i polne drogi swoją drogą, bo oni idą na Okęcie. To jeszcze było dla nich daleko. [Mówią]: „My was tutaj nie możemy trzymać”. Tak się skończył nasz kontakt z Niemcami"
https://www.1944.pl/archiwum-historii-mowionej/jaroslaw-hulley,2489.html
Skomentuj