Wiśniowa - problemy rozwiązane
Oto, mamy tu na przykład ulicę Wiśniową której część północna biegnąca między Instytutem Geologicznym a Portem Lotniczym, kończy się ślepo przy parkanach lotniska i której rynsztoki pozbawione łączności z kanałem ściekowym, a mające lekki spadek ku owym parkanom również się tu nagle urywają. Skutek tego "urządzenia" jest ten, że podczas długotrwałych deszczów, co w naszym klimacie bynajmniej nie jest rzadkością, cała wymieniona część ulicy Wiśniowej zamienia się w prawdziwą lagunę, zatapiającą doszczętnie jezdnię. Woda, pozbawiona odpływu stagnuje tu całemi tygodniami. Tak było w lipcu r. z., toż samo powtórzyło się i w lipcu i w kwietniu b. r. na większą skalę. A trzeba przytem wiedzieć, że na tej właśnie ulicy odbywają się codziennie ćwiczenia artylerji przeciwlotniczej, której obsługa musi brnąć nieraz po kostki w wodzie i błocie.
Ale poczucie sprawiedliwości każe mi przyznać, że tego rodzaju potopy uliczne mają i swoje "plusy". Oto, wyrostki mokotowskie urządzają tu sobie gromadne kąpiele natryskowe, oblewając się nawzajem tą sui generis borowiną rynsztokową a żołnierze - lotnicy korzystają z laguny Wiśniowej, by w niej "obmyć" uproszczonym sposobem mocno zabłocone podwozia swych samochodów ciężarowych... Nie będąc lekarzem, nie wiem jednak czy tego rodzaju natryski i ablucje godzą się z zasadami hygjeny...
Sprawozdanie Towarzystwa Przyjaciół Mokotowa, 1927.

Skomentuj